O mnie Góry Bieganie Relacje Trasy Purchasius


Anna Celińska - relacje Robert Celiński - moje maratony

2017-01-07, Bielsko-Biała (Polska)


Doborowe towarzystwo
w mroźnym, setnym maratonie

Relacja Roberta z jego maratonu nr 100

Czas

Miejsce

%

6:12:43

1 /
6

16.7


Setny maraton zaliczony! ;-) Był najwolniejszy w moim życiu - pierwszy raz potrzebowałem przeszło 6 godzin na przebiegnięcie królewskiego dystansu. Nie był to jednak spacerek. Biegaliśmy po górach (przewyższenia +/-2100 metrów), był to ekstremalnie zimny dzień (temperatura -15 stopni, a w dolinach nawet -24), nawierzchnia również nie sprzyjała, bo w wielu miejscach musieliśmy przecierać dziewiczy śnieg, zapadaliśmy się, tańczyliśmy na boki, zdarzały się też upadki (na szczęście niegroźne).



Regulamin mojego setnego maratonu






Trasa setnego maratonu na portalu RunCalc

Chwilę po godzinie 9 rano piątka zawodników wyruszyła, by zmierzyć się z trasą maratonu. Byli to Anulka, Szymon Kalinowski, Wojtek Probst, Krzysiek Dołęgowski i ja (w kolejności nadanych numerów startowych). Cała piątka przekroczyła wspólnie linię mety w czasie 6:12:43. O godzinie 7:00 wystartował Wojtek Starzyński, który pokonał całą trasę na biegówkach w czasie 9:10:00, co w tych warunkach oraz dodatkowo przy wystających kamieniach na zjazdach, było nie lada wyczynem.

Na trasie mieliśmy suport w postaci rodziców Ani, bez którego trudniej byłoby nam ukończyć te zawody. Musielibyśmy kombinować w jakiejś knajpie w Czernichowie i na Żarze, a to przynajmniej 10 minut straty na każdym punkcie. Na zaporach w Tresnej i w Porąbce czekała na nas gorąca herbata (co ważne, piliśmy z ceramicznych kubków - ale luksusy ;-)), babka drożdżowa, banany, żele, czekolada. Na punkcie w Porąbce spotkali się wszyscy uczestnicy zawodów, bo tam dobiegliśmy jadącego na nartach Wojtka, który wcześniej zrobił sobie dłuższy postój w knajpie na Górze Żar. Tata Anulki próbował jeszcze wyjechać swoim jeep-em na Hrobaczą Łąkę, żeby zrobić nam herbatę w schronisku i wystawić kolejny punkt pod krzyżem. Niestety, przed szczytem zatrzymała go akcja gaśnicza palącego się schroniska (akurat musiało spłonąć tego dnia, widzieliśmy ten pożar z dołu) i nie dał rady nas tam obsłużyć. Przyjechał za to na metę w Straconce, gdzie każdy finisher dodatkowo otrzymał w nagrodę butelkę wina ;-)

Poza tym, na Hrobaczej Łące przyłączył się do nas Darek Lasek i towarzyszył nam aż do mety. W plecaku miał szampana i kubeczki - ekwipunek potrzebny dopiero na końcu, ale dźwigał go przez wiele kilometrów. Na metę przybyła również Magda - żona Krzyśka. Wojtka wspierał jego brat, Daniel, który jechał na nartach od mety w przeciwnym kierunku i dołączył do Wojtka w połowie podejścia na Hrobaczą. W końcówce chłopaki tak się rozpędzili na zjeździe, że ominęli oznaczenie zakrętu czerwonego szlaku. W rezultacie dojechali aż do ulicy Górskiej i Wojtek zrobił do mety dodatkowe kilometry (w sumie 43).

My przebiegliśmy blisko 41 km. Jak pisałem w regulaminie, trasa maratonu górskiego nie musi być wymierzona dokładnie jako 42195 m. Dla swoich maratonów górskich uznaję tolerancję +/-7%, a pokonany dzisiaj dystans spokojnie mieści się w tych widełkach. Trudność trasy ze względu na przewyższenia i nawierzchnię i tak powodowała, że trzeba było włożyć w ten bieg jakieś 2 razy więcej energii niż przy płaskim maratonie asfaltowym, a jeżeli doliczyć, ile razy cofała nam się noga na śniegu, to spokojnie dojdzie jeszcze jeden kilometr. W niewielkim stopniu można to porównać do biegania po bieżni elektrycznej, na której to nawierzchnia pod nogami ucieka do tyłu.

Wojtek chwilę po starcie o 7 rano za mostem w Straconce, fot. Daniel
Męska część biegowej ekipy pod Magurką, fot. Anulka
Między Magurką i Czuplem, fot. Anulka
Ekipa na pierwszym punkcie odżywczym w Tresnej, fot. Tadeusz Świerczek
Przedstawiam zawodników teściom, fot. Jadwiga Świerczek
Samochód techniczny był oznakowany lepiej niż na Tour de Pologne ;-), fot. Jadwiga Świerczek
W drugiej tercji maratonu Krzyśkowi wyrosły nowe zęby, fot. Anulka
W okolicach Wielkiego Cisownika, skąd czekało nas ponad 20 km do mety czerwonym szlakiem, fot. Anulka
Podejście pod Kiczerę, fot. Anulka
Widok z Kiczery - w tle zbiornik na Górze Żar, na drugim planie Czupel, najwyższy szczyt Beskidu Małego, na który wybiegliśmy w pierwszej tercji maratonu, fot. Anulka
Szymon i Wojtek wbiegają na punkt w Porąbce, fot. Tadeusz Świerczek
Bielska trójka w Porąbce, fot. Tadeusz Świerczek
Ekipa dorwała się do bagażnika, fot. Tadeusz Świerczek
Wojtek pokazuje Szymonowi, że coś się pali na Hrobaczej Łące, tyłem stoi Wojtek Starzyński - jedyny narciarz na trasie, fot. Tadeusz Świerczek
Po pożarze w schronisku na Hrobaczej, fot. Darek
Nasza ekipa na Gaikach, fot. Darek
Do mety jeszcze 3 km, fot. Darek
Rozpoczynamy imprezę na mecie, fot. Darek
Gram hejnał straceński, fot. Darek
Wojtek na mecie - przy znaku mety widać nawet opartą o drzewo kartkę, którą mu zostawiłem ;-), fot. Daniel

Na trasie panowała świetna atmosfera, za co serdecznie dziękuję wszystkim uczestnikom. Wspaniały prezent sprawiła mi żona (choć sam jej start ze mną na pełnym dystansie był już dla mnie super nagrodą). Dostałem piękny globus z namalowaną ręcznie moją podobizną, a na równiku są flagi wszystkich krajów, w których przebiegłem maraton (jest ich dokładnie 50). Szymon wręczył mi w prezencie belgijskiego piwnego szampana Leffe, którego skonsumowaliśmy na parkingu przed kościołem w Straconce (mam nadzieję, że nie dostaniemy z tego powodu mandatu), szampana od Darka wypiję przy następnej okazji ;-)

Anulka ufundowała mi takie piękne trofeum :-)
...i przygotowała pyszne bezmączne ciasto czekoladowe (na bazie fasoli)

Dziękuję wszystkim wymienionym za stworzenie niepowtarzalnej atmosfery tych kameralnych zawodów. Dzięki Wam będę bardzo miło wspominał mój setny maraton :-)

Film od Magdy - dziękuję :-)



Wszystkie relacje Byledobiec Anin

Lista maratonów Roberta

Powrót


(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin