O mnie | Góry | Bieganie | Relacje | Trasy | Purchasius |
Nasza wycieczka na Rumiję rozpoczęła się na dworcu w Podgoricy, skąd odjechaliśmy pociągiem o 7:50 rano. Minęliśmy Jezioro Szkoderskie, znaną nam już stację Virpazar, po czym wjechaliśmy do długiego tunelu. Pociąg wyjechał z niego w miejscowości Sutamore, skąd pierwszy raz na tym wyjeździe mogliśmy cieszyć oczy widokiem Adriatyku. Przed 9:00 pociąg zatrzymał się w miejscowości Bar, gdzie kończą się tory kolejowe.
Miejscowość Bar swoją nazwę zawdzięcza Włochom, którzy podbili tę osadę w XV wieku i nazwali ją "Antibarum", ze względu na położenie po drugiej stronie Morza Adriatyckiego niż miejscowość Bari na Półwyspie Apenińskim. Wtedy istniał tu Stary Bar - antyczna twierdza, znajdująca się na wzgórzu. Historia tego miejsca jest bardzo długa, twierdza była często podbijana. Miasto ucierpiało w czasie trzęsienia ziemi w 1979 roku. Bar jest największym portem w Czarnogórze i ważnym węzłem komunikacyjnym.
Od razu po wyjściu z dworca skierowaliśmy się do stojących przy stacji taksówek. Siedzący w pierwszej z nich starszy pan chętnie zaprosił nas do środka, a kiedy powiedzieliśmy, że chcemy dojechać do Starego Baru, poprosił o 5 euro za taki kurs. Kiedy już jechaliśmy, zapytał, czy chcielibyśmy zobaczyć Starą Maslinę. Przypomniałem sobie, że czytaliśmy o tym z Anią w przewodniku, że to Stara Oliwka, która jest prawdopodobnie najstarszym drzewem w Europie. Chętnie się zgodziliśmy i nawet dwukrotne podniesienie stawki nas nie zniechęciło. Myślałem, że drzewo jest dużo dalej, a okazało się, że wcale nie trzeba było bardzo nadrabiać drogi. Żeby obejrzeć drzewo, musieliśmy zapłacić jeszcze po 1 euro za bilety. Stara Maslina to drzewo oliwne, które ma przeszło 2000 lat. Nie posiada jednego pnia i wygląda tak, jakby to było wiele drzewek, wyrastających z tego samego miejsca. Warto było tu przyjechać i nawet nie było nam za bardzo żal, że taksówkarz trochę nas oskubał na tym kursie.
Ten okaz oliwki europejskiej jest podobno najstarszym drzewem na naszym kontynencie - ma ponad 2000 lat |
Taksówkarz nie mówił po angielsku, ale jakoś dogadywaliśmy się w języku polsko-czarnogórskim ;-) Był trochę zdziwiony, kiedy powiedzieliśmy, że wybieramy się na Rumiję. "To bardzo daleko, a na górze może być zimno" - ostrzegał. Kiedy góra pojawiła się przed nami, pokazał w jej stronę palcem i powiedział majestatycznym głosem "Rumija!". Kiedy wysadził nas na parkingu w Starym Barze, opowiadał innemu taksówkarzowi, że wybieramy się na Rumiję. Dziwiłem się, że robi z tego taką sensację, bo ta góra wydawała mi się popularnym kierunkiem turystycznym, ze względu na wspaniałe położenie między Adriatykiem i Jeziorem Szkoderskim. Okazało się, że nie wchodzi tam jednak wielu turystów. Na długim szlaku spotkaliśmy tylko dwie osoby, które dojechały samochodem drogą na przełęcz. Poza tym, na trasie nie było nikogo. Szlak ze Starego Baru jest jednak dość długi i trudny. Nie każdy jest w stanie wyjść z Baru na Rumiję i wrócić na dół przed zmrokiem.
W Starym Barze przeszliśmy się uliczką pełną sklepików i knajpek, po czym znaleźliśmy szlak, który prowadzi spod murów twierdzy na Rumiję. Przyczepił się do nas mały piesek, którego wielokrotnie próbowaliśmy nieskutecznie odgonić. Udało nam się dopiero przy cmentarzu w osadzie Turčini, już dość wysoko w górach. Droga na Rumiję wydaje się prosta, ale po drodze trzeba obejść od strony północnej sporą górę Kunteljat (935 m), przez co dystans się wydłuża. Na mapie jest niby zaznaczona prowadząca skrótem ścieżka, ale woleliśmy nie ryzykować i trzymaliśmy się wyznaczonego szlaku. Wcześniej wgrałem sobie do RunCalc-a mapę (sfotografowałem ją wcześniej na tablicy informacyjnej w Virpazar), co ułatwiało nawigację. Północna część trasy prowadziła wąwozem wzdłuż strumienia. Tam uzupełniłem zapasy wody. Potem wchodzi się na dość szeroką drogę, którą jeżdżą czasem samochody z drewnem. Jak przeczytałem na tablicy informacyjnej, jest to część tak zwanego trawersu adriatyckiego (mng. primorska transverzala, ang. Adriatic traversal), który zaczyna się w Herzeg Novi i prowadzi przez 6 obszarów górskich: Orjen, Boka, Lovcen, Pastrovici, Crmnica i kończy się na Rumiji. Po drodze zalicza się 3 wysokie szczyty: Zubacki kabao (1984 m n.p.m., Orjen), Jezerski vrch (1657 m, Lovcen) i Rumiję (1595 m). Przy drodze znajduje się drogowskaz, przy którym można skręcić na pobliską Białą Skałę (Bijela Skala, 903 m).
Szlak prowadzący na Rumiję jest dobrze oznakowany |
My szliśmy dalej w stronę Rumiji. Droga na tym obszarze nie jest stroma, pojawiają się też wypłaszczenia. Przy szlaku spotkaliśmy trzy konie, które wyglądały na dzikie. Z mapy w RunCalc wynikało, że czerwony szlak powinien skręcić w lewo w okolicach zabudowań i piąć się dalej w górę w stronę szczytu. Oznaczeń nie było, ale doszliśmy do wyraźnego skrzyżowania dróg i stwierdziłem, że powinniśmy spróbować skręcić. Na tym odcinku nie było w ogóle oznaczeń trasy, potem doszliśmy do małej polanki za zabudowaniami, z której wychodziła niewyraźna ścieżynka. To nie mógł być szlak, choć przebyta trasa idealnie pokrywała się z mapą. Wróciliśmy do drogi i szliśmy nią dalej. Okazało się, że szlak odchodzi w lewo jeszcze kilkaset metrów dalej. Ze skrzyżowania widać kopuły położonego 300 metrów dalej przy drodze prawosławnego klasztoru Sergiusza z Radoneża, konsekrowanego w 2009 roku. Dalej droga schodzi w dół na południe w kierunku wioski Veliki Mikulici, a za nią widoczny jest inny wysoki masyw Lisinj z najwyższym punktem Loška (1353 m n.p.m.).
Skręciliśmy w lewo zgodnie z oznaczeniami. Szlak prowadzi najpierw wąską ścieżką w lesie. Tam Anulka szła pierwsza i przydarzyła jej się niemiła sytuacja - tuż przed nią przemknęła żmija. Na szczęście nic się nie stało, bo oboje byliśmy w krótkich spodenkach i ukąszenie w kostkę mogło być bardzo nieprzyjemne i kłopotliwe, ze względu na oddalenie od cywilizacji. Anulka złapała blokadę psychiczną, więc teraz to ja szedłem pierwszy i miałem odganiać żmije. Całe szczęście, żadnej już później nie spotkaliśmy. Wspominałem sytuację, kiedy po maturze spacerowałem po skałach na obrzeżach Salt Lake City (Utah) i spotkałem grzechotnika, który przebiegł pod moimi stopami. Gdyby mnie wtedy ukąsił, mógłbym nie przeżyć tego spotkania, bo zaszedłem dość wysoko i nie miałem jak wezwać pomocy. Tutaj na szczęście byliśmy razem.
Strome podejście na przełęcz pod Rumiją - niedługo zobaczymy Jezioro Szkoderskie |
Doszliśmy na przełęcz i stamtąd pierwszy raz zobaczyliśmy Jezioro Szkoderskie (do tej pory mieliśmy świetny widok na Adriatyk za plecami). Anulka przejęła inicjatywę i pierwsza wybiegła na Rumiję. Stoi tam malutka cerkiew, która ma powierzchnię zaledwie 7,5 metra. Została wzniesiona w 2005 roku na polecenie Amfilochiusza (świeckie imię Risto Radović), serbskiego biskupa prawosławnego, metropolitę Czarnogóry i Przymorza. Materiały przywieziono na szczyt samolotami wojskowymi. Cerkiew miała być symbolem związków między Serbskim Kościołem Prawosławnym a wyznawcami prawosławia w Czarnogórze. Władze czarnogórskie w kolejnych latach po odłączeniu się od Serbii określały budowę świątyni jako prowokację.
Anulka podbiega pod szczytem Rumiji - w tle Jezioro Szkoderskie |
Kapliczka na szczycie |
Widok ze szczytu na północ |
Selfie z widokiem na Bar |
Bałem się, że na szczycie będzie wiało, ale nie było tak źle. Pogoda była doskonała i zrobiliśmy sporo ładnych zdjęć. W czasie drogi powrotnej spotkaliśmy parę turystów, którzy podjechali samochodem do skrzyżowania w okolicach klasztoru i robili tylko ten odcinek. Droga powrotna była przyjemna. Znowu spotkaliśmy te same konie przy trasie i zeszliśmy wąwozem wzdłuż strumienia. Kiedy dochodziliśmy do Starego Baru, oślepiało nas słońce, które powoli chyliło się ku zachodowi. Postanowiliśmy poświęcić pół godziny na zwiedzenie twierdzy. Ogólnie jest bardzo zaniedbana, znaleźliśmy tylko jedno odnowione wnętrze, w którym urządzono małe muzeum. Z murów Starego Baru jest świetny widok na Bar i zatokę.
Widok ze najwyższej baszty twierdzy Stary Bar |
Jedno z niewielu odrestaurowanych wnętrz w twierdzy |
Zeszliśmy wąską uliczką ze sklepikami. Na parkingu nie było żadnych taksówek, więc postanowiliśmy zejść na dół na nogach. Zrobiliśmy małe zakupy w sklepie, żeby się napić i coś przekąsić. Znowu przyczepił się do nas jakiś pies, który liczył, że dostanie ode mnie ciastka. Na stacji kolejowej w Barze byliśmy około czwartej, a pociąg odjeżdżał o 16:35, więc zeszliśmy jeszcze kawałek w dół do miasta. Nie udało nam się dojść do morza - spacer skończyliśmy przy dużym rondzie na Dużym Bulwarze i wróciliśmy na dworzec. Z okien pociągu podziwialiśmy zachodzące nad Adriatykiem słońce.
Zbiegliśmy do Baru - widok na Rumiję przed zachodem słońca |
Zachód słońca nad Adriatykiem - zatoka przy Sutamore |
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin