O mnie Góry Bieganie Relacje Trasy Purchasius


Anna Celińska - relacje
05-08.08.2014
Obóz w Barr Camp
Relacja Roberta

Ta relacja jest częścią szerszego opisu naszego wyjazdu do USA, który można znaleźć pod poniższym linkiem.

Relacja z wyjazdu do USA

16 sierpnia w ramach Pikes Peak Ascent odbędą się mistrzostwa świata w długodystansowym biegu górskim. Zawody zostaną rozegrane w Górach Skalistych w stanie Kolorado w USA, na trasie około 21.5 km prowadzącej z uroczej miejscowości Manitou Springs (start na wysokości 1920 m n.p.m.) na szczyt Pikes Peak (4302 m), zwany przez nas pieszczotliwie "Pikusiem". Przewyższenie 2382 m robi wrażenie, nawierzchnia nie należy do łatwych, trzeba się również zmierzyć ze zmiennymi warunkami atmosferycznymi i możliwym wiatrem, szczególnie pod szczytem.

Dla biegaczy największe problemy wiążą się z dużą wysokością nad poziomem morza i brakiem tlenu, który jest bardzo potrzebny w czasie dużego wysiłku fizycznego. Zawartość tlenu w powietrzu na poziomie morza wynosi około 21% a ciśnienie atmosferyczne 760 mmHg. Wraz ze wzrostem wysokości, stężenie tlenu pozostaje bez zmian, ale rozrzedza się powietrze, w związku z czym ilość cząsteczek tlenu we wdechu maleje. Na wysokości Pikes Peak ciśnienie atmosferyczne wynosi około 445 mmHg, jest więc w przybliżeniu o ponad 40% cząsteczek tlenu mniej we wdechu.

Będziemy jedynymi Polakami startującymi w mistrzostwach świata, chcieliśmy się do nich jak najlepiej przygotować, co wymaga również odpowiedniej aklimatyzacji. Do Manitou Springs przyjechaliśmy już 12 dni przed zawodami i zrobiliśmy sobie 4-dniowy obóz kondycyjny, żeby poznać trasę i przynajmniej w minimalnym stopniu przyzwyczaić organizm do biegania na takich wysokościach.

Jako bazę naszego obozu wybraliśmy Barr Camp - schronisko na wysokości 3100 m n.p.m., położone tuż przy szlaku Barr Trail, którym przebiega Pikes Peak Ascent. Warunki w schronisku nie są rewelacyjne, ale 3 noce dało się tu spać. Jadłospis jest stworzony przez biegaczy dla biegaczy: rano kawa i naleśniki, wieczorem makaron i wypiekany na miejscu chlebek. Wszystko bez limitu, więc można się najeść do syta. Turyści byli przerażeni, ile tacy szczupli ludzie potrafią zjeść :-) Rekordzistą i tak był mieszkający również w schronisku Marco Sturm, świetny niemiecki biegacz górski, który zjadał tyle, co my dwoje razem wzięci ;-)

W czasie naszego 4-dniowego obozu musieliśmy wnieść na górę ciężkie plecaki, zrobiliśmy wiele fajnych wycieczek biegowych, między innymi dwa razy wybiegliśmy na Pikes Peak. Za pierwszym razem z Barr Camp zajęło nam to 1:56, za drugim Anulka wybiegła w 1:33, ja w 1:36. Żona znowu mnie odstawiła, ale na swoje usprawiedliwienie mam to, że był to dopiero początek mojego... maratonu.

Weekend biegowy w Manitou Springs obejmuje dwie imprezy - w sobotę odbywa się Pikes Peak Ascent, w niedzielę - Pikes Peak Marathon. W ramach drugich zawodów wybiega się trasą Ascent na Pikes Peak, po czym zbiega się dokładnie tak samo, tylko meta na asfalcie jest nieco wcześniej, żeby wyszło ustawowe 42,195 km, czy też w nomenklaturze anglosaskiej 26,2 mili. Ja biorę udział w mistrzostwach świata, więc biegnę tylko Ascent w sobotę. Chciałem jednak zaliczyć maratońsko Góry Skaliste i stwierdziłem, że przebiegnę tu sobie indywidualny maraton na trasie prawie identycznej jak Pikes Peak Marathon, tylko ze startem i metą przy Barr Camp. Zrobiłem tylko małą modyfikację, żeby początek podbiegu z Manitou Springs zaliczyć szlakiem Incline, który prowadzi stromymi schodami trasą dawnej kolejki górskiej. Ten odcinek jest nieco krótszy od pierwszego fragmentu Barr Trail, więc musiałem dołożyć sobie kilkaset metrów na asfalcie i zawracałem dokładnie w miejscu startu Pikes Peak Marathon przy Memorial Park (maratończycy finiszują przy rondzie, jakieś 800 metrów wcześniej). Poza tym, po 10 km maratonu obiegliśmy z Anulką cały szczyt Pikes Peak, co również daje dodatkowych 400 metrów.

We wtorek bardzo ciężko podbiegało mi się na Pikes Peak, za to w dniu maratonu szło (a raczej biegło) mi świetnie. Na szczyt dotarłem w 1:36 i nie dałem Anulce zbyt wiele czasu na odpoczynek (była 3 minuty przede mną). Na górze spędziliśmy kilka minut, po czy zbiegliśmy i przy Barr Camp byłem po 2:45 (około 1:05 zbiegu). Anulka w końcówce przyspieszyła i zdążyła mi podać przygotowane wcześniej w schronisku napoje i odżywki (wielkie dzięki za pomoc :-)). Dalszy zbieg Barr Trail do początku szlaku przy parkingu zajął mi 56 minut, a zawróciłem przy Memorial Park w czasie 3:55. Kto bierze udział w biegach anglosaskich, wie zapewne, jak ciężko podbiega się po długim, mocnym zbiegu. Jeszcze do tego po 30 km maratonu zaserwowałem sobie ten potworny Incline :-/ "Normalni ludzie" przechodzili tam 10 schodów, po czym siadali z boku, żeby odpocząć. Ja parłem do przodu i jak to się fajnie mówi: "wyprzedziłem wszystkich!" ;-) Na szczycie nie było żadnego oznakowania, a ja wybrałem najkrótszą jak mi się wydawało ścieżkę do Barr Trail - od razu w lewo. Jak się potem okazało, czekał mnie spory kawałek krętego zbiegu. Chyba niepotrzebnie nadrobiłem kilometry i straciłem zdobyte wcześniej przewyższenie - trzeba było biec prosto, równolegle do Barr Trail i złączyć się z nim później. Nie miało to już jednak większego znaczenia, podobnie jak wariujący w górach GPS, który przez długi czas nie mógł złapać sygnału i znacznie zaniżał dystans. Anulka czekała na mnie na 4 kilometry przed Barr Camp i ostatni odcinek pokonaliśmy razem. W końcówce sporo biegłem i byłem bardzo zadowolony ze swojej formy. Metę przekroczyłem w czasie 5:49, co jest zbliżonym wynikiem do czasu z porównywalnego Marathon du Montcalm, w którym braliśmy udział 3 lata temu.

W sumie w czasie tego 4-dniowego obozu każde z nas zrobiło po 130 km (Anulka trochę mniej, za to bardziej intensywnie). Mamy nadzieję, że to zaprocentuje za tydzień na mistrzostwach świata :-)

Wtorek, 5 sierpnia, początek Barr Trail - zaczynamy naszą 4-dniową przygodę :-)
Trud wciągania na górę ciężkiego plecaka jest wynagradzany widokiem na Pikes Peak
Schronisko Barr Camp coraz bliżej
Ledwo odłożyliśmy plecaki pod schroniskiem, a od razu podchodzą miejscowi z tekstami typu: "Kierowniku, daj na bułkę" ;-)
Środa - wycieczka z Barr Camp na Pikes Peak, na tym fragmencie mocno wiało
, ale dało się podbiegać :-)
Jesteśmy na szczycie - można tu wjechać kolejką...
...lub samochodem
Widok z Pikes Peak na wschód - w dole Colorado Springs
Widok na północny-wschód
Na północy widać fragment asfaltowej drogi, którą wjeżdża się na szczyt
Widok na południe - po środku Almagre Mountain, po lewej Lake Moraine, po prawej zbiorniki Masona i McReynolds'a
Zbiegamy,
zbiegamy,
a nawet zlatujemy ;-)
Co za widoki! :-)

Trasa maratonu Barr Camp -> Pikes Peak -> Manitou Springs -> Barr Camp zmierzona przy pomocy aplikacji RunCalc

Czwartek, po 10 km maratonu - końcówka asfaltu na szczycie Pikes Peak
Incline - tę wyrypę musiałem pokonać po trzydziestym kilometrze maratonu - schody prowadzą bardzo stromym zboczem, na którym kiedyś jeździła kolejka górska
Fotka i widoki bez rewalacji, ale dla mnie to upragniony moment - kończę Barr Camp Marathon :-)
Pomaratońska toaleta w potoku przy Barr Camp
W ramach regeneracji wdrapaliśmy się na jedną ze skał nad Barr Camp
Piątek - poranny rozruch do Mountain View - stacji pośredniej kolejki zębatej z Manitou Springs na Pikes Peak
Anulka od rana katuje przebieżki - ja byłem na to zbyt obolały po maratonie :-/
Gimnastyka w promieniach wstającego słońca
Wycieczka na północ w stronę Elk Park Overlook, gdzie szlak łączy się z drogą asfaltową na Pikes Peak
Pozostałości po kopalni złota z końca XIX wieku przy Oil Creek Tunnel
Czas pożegnać to urocze miejsce - taka fotka jest podobno obowiązkowa ;-)

Powrót


(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin