O mnie Góry Bieganie Relacje Trasy Purchasius


Anna Celińska - relacje Robert Celiński - moje maratony

2014-04-13, Warszawa (Polska)


Fantastyczna impreza,
wynik zgodny z oczekiwaniami

Relacja Roberta z jego maratonu nr 85

Czas

Miejsce

%

3:11:02

400 /
5812

6.9


Tydzień po maratonie w Dębnie zaplanowałem start w Orlen Warsaw Marathon. Impreza pojawiła się w kalendarzu w 2013 jako druga obok Maratonu Warszawskiego rozgrywana na królewskim dystansie w stolicy (pomijając oczywiście mniejsze imprezy, jak kultowy Maraton w Starej Miłosnej, która również leży w granicach Warszawy).

W moje rodzinne strony pojechaliśmy razem z Anulką, która planowała wystartować w biegu na 10 km. Wiedzieliśmy, że tydzień po maratonie jest szansa na zrobienie super życiówki na dychę. Po drodze do Anina zatrzymaliśmy się w Parku Skaryszewskim i przeszliśmy na błonia Stadionu Narodowego. Miasteczko maratońskie robiło duże wrażeniem. Oglądaliśmy je na zmianę, bo ktoś musiał opiekować się psem, z którym nie chcieliśmy wchodzić do biura. Pakiet startowy odebrałem bardzo sprawnie. Można było wygodnie usiąść przy stanowisku, a wolontariusze cierpliwie odpowiadali na pytania. Po odebraniu pakietu udałem się na organizowane przez Biedronkę pasta party. Pierwszy raz miałem okazję zobaczyć na żywo wnętrze Stadionu Narodowego. Zrobiło na mnie duże wrażenie, podobnie jak jakość podawanych posiłków. Świeże listki bazylii na makaronie z pysznym sosem sprawiły, że czułem się jak w dobrej włoskiej restauracji.

Byłem pod dużym wrażeniem organizacji, która poza niższą frekwencją, niczym nie ustępowała największym maratonom na świecie. Bieg na dystansie maratonu został uzupełniony dodatkowo o rozgrywaną w tym samym czasie dychę oraz zorganizowany dzień wcześniej bieg charytatywny. Dzięki temu, organizatorzy mogli się pochwalić całkowitą frekwencją na poziomie 32 tysięcy uczestników. Może jak tak dalej pójdzie, w Orlen Warsaw Marathon pobiegnie tylu maratończyków :-)

Wieczór spędziliśmy u rodziców. Rano zjedliśmy lekkie śniadanie, zostawiliśmy Spajka w pokoju i pojechaliśmy kolejką pod Stadion Narodowy. Na miejscu wszystko było super zorganizowane. Przeszliśmy się na start, który był zorganizowany w ciekawy sposób. Maraton i bieg na 10 km rozpoczynały się w tym samym momencie, ale zawodnicy biegli w przeciwnych kierunkach. Wyglądało to spektakularnie i było miłe dla zawodników, który pozdrawiali się wzajemnie po dwóch stronach Wybrzeża Szczecińskiego.

Strefa mety przygotowana na 2 godziny przed startem - medale dla uczestników biegu na 10 km już wiszą
Miasteczko maratońskie zajmowało ogromny obszar na błoniach Stadionu Narodowego
Uczestnicy biegu na 10 km obchodzili stadion z lewej strony, maratończycy - z prawej
Widok na miasteczko maratońskie
Strefa startu obu biegów - w górze pylony Mostu Świętokrzystkiego - fragmentu tras obu biegów
Fajna oprawa startu - telebim z obu stron; zawodnicy obu biegów mijali się w czasie startu honorowego i wzajemnie się oklaskiwali

Maratończycy przebiegli pod Mostem Poniatowskiego, a potem wbiegli na niego ślimakiem i kierowali się w stronę palmy na Placu de Gaulle'a. Na trasie spotkałem sporo znajomych, których poznałem wiele lat temu. Miło się biegło w takiej atmosferze. Spokojnie pokonałem podbieg na Idzikowskiego, potem przebiegłem przez Ursynów. Trzymałem dobre tempo w okolicach 4:08/km i jeszcze na półmetku w Powsinie liczyłem, że powinienem połamać 3 godziny. Starałem się myśleć pozytywnie, choć wiedziałem, że wymęczony tydzień wcześniej maraton w Dębnie na pewno będzie miał negatywny wpływ na dyspozycję w Warszawie. Niestety, na 25. kilometrze na długiej prostej obok Przyczółkowej zaczęły się dla mnie schody. Nie byłem w stanie utrzymać takiego tempa i powoli zwalniałem. Który to już scenariusz, że zaczynam na trzy godziny, a po połówce zaczynam rzeźbić ;-) Wyprzedzały mnie kolejne grupki, w których często rozpoznawałem znajomych. Kolejne kilometry mijały mi coraz wolniej, ale jakoś przeturlałem się przez Łazienki, obok mojego liceum Batorego i przez Powiśle. Przed Mostem Świętokrzyskim poczułem, że już jestem blisko. Udało mi się wyprzedzić kilku zawodników, pętla wokół Stadionu Narodowego dłużyła się, ale na ostatniej prostej udało mi się mocno przyspieszyć. Równe 3:11 - może być.

Moja walka - w końcówce zmusiłem się do szybszego biegu

Jeszcze bardziej niż z osiągnięcia mety, ucieszyłem się z wyniku Anulki: 35:42 na dychę! Po Dębnie czuła niedosyt wynikowy, ale świetny czas uzyskany w Warszawie bardzo poprawił jej humor :-)

Anulka pędzi po swoją fantastyczną życiówkę na dychę, fot. Orlen Warsaw Marathon

Organizatorzy drugiej edycji Orlen Warsaw Marathon mogli się pochwalić niesamowitymi wynikami elity: Etiopczyk Tadese Tola ustanowił najlepszy czas uzyskany w historii polskiej ziemi: 2:06:55, a wynik mistrza Polski Henryka Szosta 2:08:55 również jest historyczny, bo żaden Polak jeszcze nie pobiegł szybciej w Polsce.

W tym momencie pada rekord polskiej ziemi w maratonie - 2:06:55; efekty specjalne widowiskowe, ale przeszkadzające w robieniu zdjęć kibicom
Henryk Szost zostaje mistrzem Polski i osiąga najlepszy wynik Polaka na terenie naszego kraju - 2:08:55

Maraton Orlenu był również rekordowy dla Byledobieców. Niesamowity rekord naszego klubu ustanowił Marek Swoboda: 02:37:21! Przypomnijmy, że Marek jest w kategorii M-50, którą oczywiście wygrał :-) Odebrał rekord klubu Aleksowi, który w Orlenie też pobiegł świetnie, stracił do Marka niecałą minutę i zrobił rekord życiowy 02:38:19. Trójkę złamało jeszcze dwóch Byledobieców: Jurek i biegnący równo z grupą na 3 godziny Marcin Wiącek. Ja zgodnie z założeniami zacząłem na 3 godziny, a potem zwolniłem. Załapałem się jednak spokojnie na doładowanie karty paliwowej Orlenu, które otrzymywało pierwszych 1000 osób na mecie :-) Maraton ukończyli też Adam i Ela.

Marek Swoboda zostaje rekordzistą klubu Byledobiec Anin - 2:37:21
Minutę za Markiem na metę wbiegł Alex, również z rekordem życiowym

Poleżeliśmy trochę na rozstawionych pod namiotami leżakach, po czym udaliśmy się w stronę moich rodziców i Marka, którzy czekali na nas przy wyjściu z miasteczka maratońskiego. Wykąpaliśmy się w domu, zjedliśmy obiad, pożegnaliśmy się z rodziną i wyjechaliśmy z powrotem do Bielska. To był kolejny męczący weekend, z którego wróciliśmy zadowoleni :-)

Wszystkie relacje Byledobiec Anin

Lista maratonów Roberta

Powrót


(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin