Anna Celińska - relacje
06.12.2009
Wycieczka do Pizy i Genui
Tutta Dritta - bieg na 10 km w Turynie
Relacja Roberta i Anulki
W piątek wieczorem wybrałem się do Anulki na nasz kolejny weekend we Włoszech. Ponieważ zawsze spędzamy czas intensywnie, zaplanowaliśmy napięty harmonogram na sobotę i niedzielę. Nie wypalił mój pomysł z oglądaniem na stadionie szlagieru ligowego Serie A: Juventus Turyn - Inter Mediolan. Juventus wygrał 2:1, ale nas nie było wtedy na stadionie. Zamiast tego, chciałem w końcu zobaczyć Krzywą Wieżę w Pizie. Po drodze mieliśmy się też zatrzymać w Genui - kolejnym mieście, którego jeszcze nie widziałem. Z Turynu do Pizy jest około 350 km, Genua jest w połowie drogi między tymi miastami. Sobota stała zatem pod znakiem długiej podróży samochodem i zwiedzania. W niedzielę musieliśmy oczywiście pobiegać. Już od dawna planowaliśmy start w Tutta Dritta - biegu na 10 km w Turynie. Poniższa relacja jest podzielona na 3 sekcje: Piza, Genua i Tutta Dritta.
* * *
Piza
Piza (wł. Pisa) jest niewielkim miastem w Toskanii. Liczy ok. 85 tysięcy mieszkańców, jest położona nad rzeką Arno, 13 km od wybrzeża Morza Tyrreńskiego (basen ograniczony Półwyspem Apenińskim, Korsyką, Sardynią i Sycylią). Pisa jest również jedną z prowincji Toskanii. Ta okolica słynie między innymi z produkcji znanych włoskich win (np. Chianti).
Najbardziej znanym zabytkiem Pizy jest Krzywa Wieża (wł. Torre pendente di Pisa). Jest to jedna z najbardziej znanych budowli świata, odwiedza ją rocznie około 10 milionów turystów. Budowę wieży rozpoczęto w 1174 roku, miała być dzwonnicą dla powstałej wcześniej katedry. Już po wzniesieniu kilku poziomów zaczęła ochylać się od pionu, co próbowano korygować w trakcie budowy, poprzez wydłużenie kolumn z jednej strony. Mimo niebiezpieczeństwa zawalenia, wieżę ukończono w 1350 roku, umieszczając dzwony na jej najwyższym poziomie (liczy w sumie osiem kondygnacji). Wieża ma 55 metrów wysokości, a odchyliła się od pionu o około 5 metrów. Odchylenie zwiększa się średnio o 1 mm rocznie. Z tego powodu wieżę musiano zamknąć pod koniec XX wieku, ale po wzmocnieniach jest znów dostępna do zwiedzania dla turystów. Dzięki odchyleniu wieży od pionu, w 1600 roku Galileusz mógł udowodnić swoją tezę o niezależności czasu spadania ciał od ich masy. Eksperyment polegał na zrzuceniu dwóch kulek, które spadły na ziemię w tym samym momencie, mimo dużej różnicy ciężaru.
Innymi znanymi zabytkami Pizy są stojące na Polu Cudów (wł. Campo dei Miracoli) katedra (ukończona w 1118 roku) i baptysterium. Ciekawy jest również malutki gotycki kościół Santa Maria della Spina nad rzeką Arno. W XIX wieku został zdemontowany i odbudowany nieco wyżej na brzegu, bo wody rzeki zaczęły niebezpiecznie zagrażać jego konstrukcji.
Nasza długa podróż do Pizy została zwieńczona dość krótką wycieczką po mieście. Spędziliśmy tam 2 godziny, oglądając głównie atrakcje na Polu Cudów. Obeszliśmy dookoła Krzywą Wieżę, zrobiliśmy zdjęcia, a potem weszliśmy do katedry. Wnętrze jest bardzo ładne. Największymi atrakcjami są ambona, ołtarz wspierany na rzeźbach dwóch aniołów i mozaika przed ołtarzem. Na obiad wybraliśmy luksusowe miejsce - schody pod katedrą. Jedzenie było równie luksusowe - zabrane w plecaku sushi. Pogoda sprzyjała, a widoki z "restauracji" mieliśmy wspaniałe. Tylko trochę przeszkadzały nam latające nad głowami gołębie.
Po wyjeździe spod Pola Cudów objechaliśmy miasto, przy okazji oglądając z okien samochodu stojący nad rzeką kościół Santa Maria della Spina.
|
Pole Cudów w Pizie - baptysterium, katedra, na dalszym planie pochylona Krzywa Wieża |
|
Na tym zdjęciu wieża wydaje się bardziej krzywa, niż jest w rzeczywistości |
|
Wnętrze katedry w Pizie |
|
Anulka na Polu Cudów |
Genua
Genua (wł. Genova, nie mylić ze szwajcarską Genewą) jest położona w północno zachodniej-części Włoch. Liczy przeszło 600 tysięcy mieszkańców i jest stolicą całego regionu Liguria. Genua jest olbrzymim ośrodkiem portowym, największym we Włoszech. Miasto jest kojarzone z morzem również dzięki Krzysztofowi Kolumbowi (wł. Cristoforo Colombo), którego rodzinny dom można oglądać w centrum miasta. Genua jest również znana z pesto - słynnej włoskiej przyprawy (oliwa, bazylia, parmezan, orzeszki piniowe, sól, czosnek).
Anulka była już w Genui dwa razy i chciała mnie zabrać do tego ciekawego miasta. Zjechaliśmy z prowadzącej nad portowym wybrzeżem estakady i zatrzymaliśmy się w okolicach muzeum morskiego. Przeszliśmy się portowym nabrzeżem, którego tylko wybrane fragmenty są atrakcyjne turystycznie (większość stanowią portowe doki). Zatrzymaliśmy przy fajnym pirackim statku - dużej atrakcji dla dzieci. Zdecydowaliśmy, że odpuścimy sobie słynne akwarium w Genui - Anulka była tu już dwa razy, a ja widziałem fajniejsze w Sydney.
Anulka była już w Genui dwa razy, ale chciała mnie zabrać do tego ciekawego miasta. Zjechaliśmy z austostrady i minęliśmy po drodze stadion Sampdorii Genua. Potem przejechaliśmy się prowadzącą nad portowym nabrzeżem estakadą. Dzięki temu mieliśmy świetny widok na okolicę i charakterystyczną genueńską latarnię morską - wąski komin z czerwonym krzyżem - godłem miasta. Zjechaliśmy z estakady i zatrzymaliśmy się w okolicach muzeum morskiego. Przeszliśmy się portowym nabrzeżem, którego tylko wybrane fragmenty są atrakcyjne turystycznie (większość stanowią portowe doki). Zatrzymaliśmy przy fajnym pirackim statku - dużej atrakcji dla dzieci. Zdecydowaliśmy, że odpuścimy sobie słynne akwarium w Genui - Anulka była tu już dwa razy, a ja widziałem fajniejsze w Sydney.
Zamiast tego, przeszliśmy się na spacer. Zaczęliśmy od dużego Piazza Caricamento nad brzegiem zatoki, a potem zagłębiliśmy się w gąszcz wąskich uliczek Genui. Weszliśmy na chwilę do małego kościółka, wtłoczonego między kamienice. Zatrzymaliśmy się też przy Piazza de Ferreri, głównym placu, na środku którego stoi olbrzymia okrągła fontanna. Z Piazza Giacomo Matteotti przeszliśmy do zamkowej bramy Ponte Soprana. Kawałek dalej, przy Via Dante stoi dom Krzysztofa Kolumba. Pospacerowaliśmy jeszcze trochę w tych okolicach, a potem znowu zagłębiliśmy się w prowadzące do morza wąskie uliczki. Liczba prostytututek wskazywała na to, że trafiliśmy do miejscowej dzielnicy czerwonej latarni. Takie okolice są normalne dla portowych miast. Anulka wyprowadziła nas szczęśliwie z tego labityntu, dzięki czemu załapaliśmy się jeszcze na ładny zachód słońca nad Zatoką Genueńską.
Do Turynu dojechaliśmy wieczorem, po drodze zaliczając półgodzinny korek na autostradzie, spowodowany wypadkiem. Na szczęście, w Turynie ominęliśmy okolice stadionu, które były zapewne bardzo zatłoczone przed zbliżającym się meczem Juventus - Inter. Na mecze Juve przyjeżdżają fani z całego Piemontu, za to w samym Turynie bardziej popularna jest podobno druga lokalna drużyna - Torino. Mimo, że jechaliśmy nad rzeką, z dala od stadionu, to widzieliśmy masę policyjnych radiowozów, gotowych na interwencję w przypadku problemów z kibicami. Na wieczór zjedlismy sałatkę i makaraon z kupionym w Genui pesto. Można powiedzieć, że przed Tutta Dritta zobiliśmy sobie "pesto party".
|
Pod dziobem statku pirackiego |
|
Oceanarium w Genui, w tle statek piracki |
|
Ładniejsza część portowego wybrzeża |
|
Długi plac Piazza Caricamento nad brzegiem zatoki |
|
Malutki kościółek wśród wąskich uliczek |
|
Piazza de Ferrari - główny plac miasta |
|
XII-wieczny krużganek św. Andrzeja |
|
Dom Krzysztofa Kolumba |
|
Świąteczny wystrój na uliczkach |
|
Zachód słońca nad Zatoką Genueńską |
Tutta Dritta - bieg na 10 km w Turynie
Tutta Dritta to rozgrywany w Turynie bieg na 10 km, organizowany przez stowarzyszenie Turin Marathon. Nazwa biegu oznacza po włosku "cała prosta" i nie jest przypadkowa, bo po 3 km na trasie nie ma zakrętów. Bieg prowadzi z centrum Turynu na południe, a meta jest zlokalizowana pod luksusowym pałacem myśliwskim Stupinigi.
W niedzielę rano wybiegliśmy z domu i po pokonaniu truchtem około 3,5 kilometra dotarliśmy do miejsca startu Tutta Dritta - Piazza San Carlo. Wszystko na miejscu były świetnie zorganizowane i bieg wystartował o czasie. Na początku biegliśmy wyłożoną dużymi płytami i otoczoną arkadami Via Roma i zaczęliśmy kierować się na południe. Minęliśmy polski kościół w Turynie, a dalej biegliśmy prostu w kierunku Stupinigi. Po drodze czekał nas jeszcze widok stadionu olimpijskiego, na którym odbywały się niektóre konkurencje igrzysk zimowych w 2006 roku i gdzie na co dzień gra Juventus. Trochę dalej jest główna siedziba Fiata.
Mieliśmy ambitne cele wynikowe. Anulka chciała w końcu złamać 40 minut w biegu na 10 km i mimo trudnych warunków (niska temperatura, wiatr wiejący z przodu) udało jej się zrealizować ten cel. Osiągnęła znakomity wynik 39:27. Ja postawiłem sobie za cel połamanie 36 minut, co było realne po kilku moich startach w tym roku. Niestety, za szybko zacząłem ten bieg (Kenijczyków miałem dosłownie na wyciągnięcie ręki :-/), a potem nie potrafiłem złapać odpowiedniego rytmu. W efekcie walczyłem o połamanie 37 minut, co udało mi się osiągnąć po mocno przebiegniętym w bólach ostatnim kilometrze.
Zawody były świetnie zorganizowane. Za 15 euro dawali fajny pakiet startowy z dużym ręcznikiem. Na mecie był pakiet "metowy" z napojami i słodyczami, herbata, grzane wino i prawdziwa wyżerka - pasta lub polenta do wyboru, wino, dodatkowe banany. Zakończenie odbyło się w zamku, grał zespół na żywo i było bardzo fajnie.
Po biegu trzeba było jakoś wrócić do domu ze Stupinigi. Z ochotą przystałem na propozycję Anulki i zamiast kombinować z powrotem autobusami, zdaliśmy się na własne nogi. W ten sposób, zrobiliśmy sobie przeszło 9 km roztruchtania, po drodze zaliczając kilka atrakcji turystycznych, między innymi most dla pieszych, łączący dawną wioskę olimpijską z galerią handlową Lingotto. Wieczorem odpoczywaliśmy po bardzo intensywnym weekendzie, a w poniedziałek przed południem Anulka odwiozła mnie na lotnisko w Mediolanie, skąd wróciłem do Warszawy.
|
Via Roma - pierwszy kilometr Tutta Dritta (wł. cała prosta) |
|
Przed startem na Piazza San Carlo |
|
Mikołaj na Piazza San Carlo - w końcu to bieg mikołajkowy |
|
Walka na długiej prostej |
|
Ekipa Byledobiec chwilę po biegu: Anulka (39:27), Robert (36:59) |
|
Meta pod pałacem myśliwskim Stupinigi - jeleń na szczycie przybliżał się na ostatnich 2 km długiej prostej |
|
Wyżerka po biegu - ja wziąłem makaron, a Anulka wolała polentę |
|
Wycieczka biegowa do domu - most łączący wioskę olimpijską z dzielnicą Lingotto |
Powrót
Powrót
(c) 2010 - 2023 Byledobiec Anin